sobota, 16 stycznia 2021

Zambrowskie knajpki

Jak sięgam pamięcią do lat młodości, w Zambrowie nie było miejsca, w którym można było wypić kawę i zjeść dobre ciastko.
Wizyta w Miłej, Lotosie, Zambrowiance czy Jubilatce na kawie z dziewczyną, niechybnie skończyłaby się dnia następnego dokładnym przepytaniem na lekcji u jednego z nauczycieli zambrowskiego LO. Mazur, to raj dla lubiących mocne wrażenia i tylko nieliczni uczniowie odważyli się tam bywać :). Nie jest to temat na oddzielny wpis, wiec przytoczę tu pewną anegdotkę. Jeden z moich kolegów z klasy, lubiący czasami się zabawić odwiedził restaurację Mazur. Kiedy był już mocno w stanie wskazującym, wszedł do restauracji nauczyciel, budzący grozę wśród uczniów LO. Jak opowiadał ów kolega, bardzo grzecznie wyprowadził go z knajpy i odprowadził w kierunku domu, bez konsekwencji w dniu następnym. To było prawdziwe przeżycie 😊
Ulica Wodna. Na końcu
po lewej, piwiarnia tzw
nad Wołgą
W tych czasach, najbardziej kultowym miejscem była piwiarnia "Nad Wołgą". Trudno opisać co tam się działo. Podobna atmosfera panowała "U Byka", "U Rycerza" czy "Pod Aniołkiem". Udało się ustalić nazwiska osób, które je prowadziły, ale nie wiem, czy w tej materii obowiązuje RODO.
Nastał rok 1989 i kolejne knajpki zaczęły znikać. Doszło do tego, że Zambrów stał się prawdziwą pustynią. Dopiero ostatnie lata są powodem do dumy. Jest gdzie się spotkać i jest co dobrego zjeść i wypić 😊
A jak było w okresie międzywojnia?
Niestety nie zachowały się zdjęcia, ale możemy dowiedzieć się z krótkich artykułów w żołnierskiej prasie, gdzie żołnierze zaglądali w roku 1931-1932.
"A więc "Italia" z gramofonem i z "panem z bródką"; "Ciotka Hilarja" z otwartym kredytem; "Złota Kula" i jej zaciszne pokoiki; "Gwardiak" i Czesio-wartownik"
"Również nie sposób nie wspomnieć o instytucjach mniejszościowych: Hotelu Marka, stanowiącego przystań dla matek, sióstr i narzeczonych przybyłych do Zambrowa i "Palestynce" na Rynku, gdzie piękna Szejna podawała ciastka z makiem i herbatę."
Na terenie koszar, lub w bliskim sąsiedztwie, były jeszcze dwa lokale. "Ziemianka" i "Ognisko", niestety nie odnalazłem ich dokładniejszych lokalizacji.
Jak wspomniałem, informacje pochodzą z gazet wojskowych. Każdy żołnierz Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty, "gdy mu już dostatecznie dokuczyły "zwroty w miejscu" i "trójkąt błędów", a na "gruszę" nie mógł już patrzeć bez obrzydzenia, poszedł wieczorem ........ "zalać toczącego go czerwia"

Pozostał jeszcze okres powojenny, o którym zachowało się chyba najmniej informacji. Udało mi się odnaleźć informację o dwóch restauracjach. Pierwsza na początkowym odcinku ul. Łomżyńskiej, restauracja Pana Tyczyńskiego i wspólnika, którego nazwiska nie odnalazłem. Było to prawdopodobnie w budynku późniejszego dworca PKS. Druga to restauracja "Pod Piątką". Zlokalizowana była na ulicy Kościuszki gdzieś w okolicy dzisiejszych numerów 9-15. Jest możliwe, że w okresie późniejszym mieściła się tam świetlica PSS.

Zapominamy o naszej tradycji. Uciekają z pamięci nazwy i miejsca i powinniśmy zachować je dla historii miasta. Przygotowując artykuł złapałem się na tym, że wiele miejsc gdzieś zniknęło. Tylko dzięki dobrej pamięci Zbyszka Dowlaszewicza i Krzysztofa Raduchy, mogłem swoją listę uzupełnić.

W dobie choroby jaka zaczyna toczyć nasze społeczeństwo, amerykanizacji życia, może warto wrócić do nazw polskich. Przy rynku np "Palestynka" a nie jakieś nazwy żywcem przeniesione z Ameryki. Może "Gwardiak" w okolicy Koszar?
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Czerw, który mnie toczy 😊. Bardzo modna stała się teraz kawa podawana prawie w każdej kawiarni o nazwie "americano". Nic bardziej bezsensownego i głupiego. Jak twierdzą fachowcy od kawy, kawa po "amerykańsku" to byle jak, byle dużo. Wiem, że teraz nazywanie kawy czarną jest niepolityczne. Nazwijmy ja białą tylko odwrotnie :)

Może ktoś ma jeszcze inne informacje, których mi nie udało się odnaleźć?